poniedziałek, 30 marca 2015

tramwaj zwany pożądaniem


     
Recenzja spektaklu ''TRAMWAJ ZWANY POŻĄDANIEM''








     ''Tramwaj zwany pożądaniem'' to bardzo intymna, poniekąd z watkami autobiograficznymi sztuka napisana przez dramaturga Tennessee Williams'a wystawiona pierwszy raz w 1947 r na Broadwayu.    Osadzona w Nowym Orleanie historia, bez pięknych widoków i eleganckiej scenerii , opowiada o Blanche Dubois , rozchwianej emocjonalnie , podstarzałej , neurotycznej nauczycielce , która pewnego lata przyjeżdża z wizytą do siostry Stelli. Blanche wprowadza swoją obecnością zamieszanie, niepokój , nie dogaduje się ona ze swoim prostackim szwagrem Stanleyem , który od początku jej nie rozumie i pogłębia jej stany lękowe . Na miejscu poznaje przyjaciela szwagra , Mitcha , który z czasem staje jej się bardzo bliski . Jednak dla Blanche wejście w konflikt ze Stanleyem, cholerykiem , człowiekiem niestroniącym od używek , typowym negatywnym samcem alfa , finał będzie tragiczny.







   Zapewne większości znana jest ekranizacja filmowa o tym samy tytule , gdzie zagrały gwiazdy światowego formatu Marlon Brando i Vivien Leigh . Role Blanche odrzuciły Greta Garbo , Joan Crawford i Olivia De Havilland , do roli Stanleya Kowalskiego był brany pod uwagę John Garfield i Burt Lancaster.
 Film do którego trzeba dojrzeć, jest przytłaczający , demoniczny, skąpany ciężkim powietrzem południa. Jest to pokaz genialnej gry aktorskiej, marzenie każdego aktora , gdzie postacie są wyraziście zarysowane , a namiętności i ścieranie się głównych bohaterów pobudzają do myślenia , zaciekawiają i ukazują kawałek prawdziwego życia.





Blanche grana przez Leigh to oderwana od rzeczywistości, subtelna , krucha , próżna i jakże czarująca postać. Dama z zasadami . Na ekranie elektryzuje swoim magnetycznym spojrzeniem , w którym jednocześnie można dostrzec mnóstwo słabości. Brando przedstawił  nowatorski styl gry aktorskiej, charyzmatyczny , nieprzyzwoicie męski i autentyczny , dziki ,a w chwilach zbliżeń ze swoją żoną Stellą delikatny i czuły, jest w porównaniu do Blanche , jak starcie ognia i wody.Te dwie postaci absorbują nasz umysł od pierwszych minut filmu.






  W teatrze Ateneum miałam okazję obejrzeć w ostatni piątek ''Tramwaj zwany pożądaniem'' w reżyerii Bogusława Lindy , gdzie role Blanche zagrała Julia Kijowska , okrzyknięta ''jedną z największych aktorskich odkryć ostatnich kilku lat''. Córka znanego reżysera Janusza Kijowskiego , zasłużyła sobie na miano gwiazdy znakomitymi rolami w filmach  ''Pod Mocnym Aniołem'' ,  ''Drogówka''  ,  '' Miłość'' .
 Tomasz Schuchardt znany z takich filmów jak  '' Jesteś Bogiem'' , '' Sala Samobójców '' , '' Wymyk '' , ''Miasto 44 '' wcielił się z wielką precyzją w postać Stanleya.






 Pierwsze wrażenie jakie miałam siedząc w pierwszym rzędzie na spektaklu , to takie , że oglądam typowy polski film. Od pierwszej minuty ma być głośno, ma się dużo dziać, płacz, krzyk, trochę przekleństw. Ale ciężko jest utrzymać całe 2 godziny spektaklu w takim napięciu. Niestety. Aktorzy dają z siebie co mogą , ale kilka zmian w ich charakterystyce ujęło prezencji przedstawienia . Kijowska zbudowała postać dość jednowymiarowo i płasko. Jej Blanche jest energiczna , pewna siebie i seksualna. Nie ma w krzty subtelności czy zawahania , momentu kiedy widzisz jak bardzo jest postacią zagubioną i wydelikaconą. Zastanawia w ten sposób fakt czemu właściwie na koniec sztuki Blanche trafia do szpitala dla psychicznie chorych..bo ja nie widziałam u niej, aż takich rozchwiań emocjonalnych , które by kwalifikowały ją jako osobę obłąkaną. Schuchardt jest bezbłędny w swoim rzemiośle , męski , gwałtowny , radzi sobie z akcentami komicznymi, jako jedyna postać w przedstawieniu ma chwilę , aby wywołać uśmiech na twarzy publiczności.







 Byłby to świetny dramat , gdyby reżyser usiadł na chwilę na miejscu widza , który zna sztukę i oglądał również film , wtedy zauważyłby , że czasem mniej znaczy więcej. Urocza , lekka wada wymowy Kijowskiej zastanawia czy jest to zagrane czy jest to ten moment kiedy ona okazuje swoją słabość w postaci Blanche ,ale w oryginale się tego nie dopatrzyłam,  a zagłębiając się w postać aktorki Kijowskiej , dowiedziałam się , że ma ona taką ''specyficzną'' wadę wymowy.
  Najbardziej udanym i kulminacyjnym momentem ,który chwyta za serce jest scena kiedy Bartłomiej Nowosielski grający postać Mitcha , kolegi Stanleya , przychodzi do Blanche z kwiatami i zauroczony nią zaczyna pląsać w strugach deszczu. Na scenie aktor, który ma 189 cm wzrostu, jest słusznej budowy zaczyna energicznie, bardzo dobrze tańczyć w rytm murzyńskiej , więziennej muzyki z okresu 1940 -1970 w deszczu. Wyglądało to tak uroczo , magicznie i naturalnie , jakby zapomniał o tym , ze jest na scenie wypełnionego po brzegi teatru.






  Zauważyłam , że Kijowska kłaniając się do publiczności nie mogła wyjść z roli i jeszcze było widać na jej twarzy zmęczenie ogrom pracy i emocji , które włożyła w wypracowanie postaci Blanche. Wrażenia emocjonalne były , są i będą . To TEATR, więc każdy może odnaleźć tutaj coś dla siebie. Każda sztuka ma w sobie urok i magię , szkoda mi tylko ,że można było zrobić z tej właśnie coś genialnego , ale przez kilka błędów reżyserskich czułam niedosyt na tym przedstawieniu.






Na szczęście każdy ma inne oczekiwania i spojrzenie na świat i sztukę , a więc najlepiej jeśli sam oceni ''Tramwaj zwany pożądaniem'' na deskach Ateneum.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz